Dziś już trochę lepiej z samopoczuciem.
Do kościoła ze święconką, potem szukać upominku elbląsko-polskiego dla Niemki. Zjechaliśmy cały Elbląg praktycznie. Plus Rossmann, Lee, Diverse, jakieś dzikie sklepy ze wszystkim, sportowe. No, pojechać po coś z tatą.
Nie czuję tych świąt. A śniegu coraz więcej. Pomogłam z własnej woli w nadziei, że to przybliży mi klimat swiąt, ale coś nie bardzo.
Obrałam pieczarki, pokroiłam je w ładną kosteczkę, umyłam podłogi, zmyłam naczynia, powycierałam i powkładałam wszystkie naczynia, sztućce, miski itp., pomogłam w robieniu ciasta, odkurzyłam kuchnię, nie zjadłam obiadu.. i nic. Bez sensu :c.
O, i narysowałam sobie dwa zwierzątka z mojej książki do rysowania. Shashasha. I tak mi nie wyszły nogi-łapy-płetwy, cokolwiek to jest :c.
I poćwiczyłam. Jakie słabe ręce.
W sumie po wzmiance o obiedzie zrobiłam się głodna. Zjem sobie pomarańczę :3.
Chcę lato.
"Wake me up in July."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz