No tak.
W szkole całkiem spoko rekolekcje. Wystawienie Najświętszego Sakramentu, cisza, spokój i.. nagle Adamowi burczy w brzuchu. Biedny, ma słabe nerwy i nie wytrzymał. Zaczął się śmiać. Razem z nim Asia i razem wyszli.
Na charytacie przemyślenia do stacji.
Nie chodzimy sobie do szkoły, tylko jutro na bio i fizykę włam, żeby coś zrozumieć.
Będzie czytanie "Klątwy tygrysa". W sumie już zaczęłam.
Byłam na pobieraniu krwi rano. Chcieli mnie zabić, pobrali mi dwie fiolki. Nie mówiąc już o godzinie czekania, aż otworzą gabinet i kolejnej półgodzinie, aż raczą mnie obsłużyć ( przy czym byłam jedną z osób, które przyszły pierwsze).
W drodze do alergologa potrąciłam przypadkiem panią, którą zaraz przeprosiłam, ale ona spojrzała na mnie jak na jakiegoś niewychowanego bachora i miała pretensje. Potem, odwracając się do mamy, walnęłam ręką w barierkę. Pani alergolożka nie przyjęła mnie, bo nadal ma stan zapalny i biorę antybiotyk. Przed chwilą prawie się udusiłam, a mama z bratem patrzyli na to i tylko śmiali się z moich prób zaczerpnięcia tchu. Uderzyłam głową w szafkę, gdy odwracałam się w stronę komputera. Prawie zrzuciłam okulary.
Nie wiem, co się stało i dlaczego.
Wczoraj krótka, choć.. Izowa rozmowa z Izu. Dawno takiej nie było.
Dziękuję, że przy mnie jesteś i że wysłuchujesz moich skarg, że obrażasz się za to, że śmieję się z Twojej żelkowej twórczości, ale potem to ja się obrażam i Ty mnie przytulasz.
"Ludzkie życie na krosnach tkane -
Jego wzoru nie zna nikt z nas."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz